UWAGA: W tekście pojawia się scena +18, więc jeśli nie lubisz, opuść ten moment ;)
Ukłoniliśmy się po raz ostatni i zbiegliśmy ze sceny wciąż słysząc nieustające owacje. Gdy tylko znaleźliśmy się na kulisami rzuciłem się na sofę z westchnieniem.
- Jestem padnięty ! - powiedziałem, odkręcając zakrętkę od butelki z wodą, po czym na raz wypiłem połowę jej zawartości.
- Ja tak samo, ale to był już nasz ostatni koncert przed przerwą świąteczną. Od teraz mamy 2 tygodnie wolego. – powiedział z uśmiechem na twarzy Liam, jednocześnie rzucając butelkę z wodą stronę Zayn’a. Ciemnowłosy złapał ją szybko i wypił wszystko.
- Już nie mogę się doczekać gdy będę w domu. – rozmarzył się Niall. – Moja kochana Irlandia. – powiedział z uczuciem.
- Tak blondynku wiem, ze darzysz swoją ojczyznę wielką miłością. – powiedział do niego Louis, na co ja się zaśmiałem. Popatrzyłem na chłopców i widziałem, że są szczęśliwi. Zmęczeni, lecz szczęśliwi. Jutro wyjeżdżają do swoich rodzin na święta. Cieszą się z tego powodu. W końcu odpoczniemy i nagromadzimy siły na nadchodzącą trasę. Pomyślałem oni, gdyż ja niestety zostaję w Londynie na święta. Mama z ojczymem i moją siostrą pojechali na święta w podróż do jakichś ciepłych krajów. Proponowali, żebym przyleciał do nich po występie, lecz nie chcę. Dla mnie święta w ciepłych krajach to nie święta. Musi być śnieg, choinka, prezenty i domowa atmosfera. Co prawda tego ostatniego nie będę miał, ale no cóż. Jestem już zmęczony tym ciągłym podróżowaniem. Czasem zdarzało się, że w ciągu jednego dnia lecieliśmy z Londynu do Niemiec, a za chwilę z Niemiec do Francji. To bardzo męczące gdy większość dnia spędzasz w samolocie. Otrząsnąłem się z myśli gdy poczułem jak ktoś obejmuje mnie ramieniem.
- Co tam, Hazz ? –zapytał mnie Lou. Wyszliśmy z garderoby za chłopakami i skierowaliśmy się do samochodu.
- A nic, Lou. Tak tylko myślę. – odpowiedziałem mu obejmując go w pasie. Uwielbiam naszą relację. Jesteśmy jak najlepsi przyjaciele, jak bracia. Czasem zachowujemy się jak para, ale to dlatego, ze bardzo kocham tego głupka. Czasem wydaje mi się, że nawet za bardzo, ale nie chce psuć naszych relacji. Co z tego, że ja nie taktowałem go tylko jako przyjaciel ? Prawda jest taka, że jestem w nim cholernie mocno zakochany. Cieszę się, ze go mam. Jest dla mnie wspaniały.
- Czyli nie jedziesz do rodziny na święta ? – zapytał gdy wsiadaliśmy do vana.
- Nie. Zdecydowałem, ze zostaję w Londynie. Wolę spędzić je tutaj, nawet sam. Lecz mam chwilowo dość tego latania samolotami. To jest strasznie męczące, wiesz o tym Lou. Z resztą wreszcie odeśpię i zjem coś normalnego. A ty jedziesz do Doncaster ?
- Tak. Jadę już jutro. Stęskniłem się za dziewczynkami i rodzicami.
- Wiem i rozumiem. – powiedziałem i ułożyłem głowę na jego ramieniu. Chłopaki usiedli naprzeciwko nas i rozmawiali. Liam pisał jednocześnie sms’y. Pewnie z Danielle.
- Pozdrów Dani. – powiedziałem półgłosem.
- Oke. – uśmiechnął się i pisał dalej. Zayn przeglądał się w ekranie telefonu, a Niall jadł batonika. Wszystko w normie. Poczułem się bardzo zmęczony, a na dodatek Louis mi nie pomagał, bo nucił jakąś usypiająca melodię, więc po chwili odpłynąłem w niebyt.
~*~
Obudziłem się rano i rozejrzałem. Byłem u siebie w pokoju, w samych bokserkach. Pewnie Loui mnie tu przyniósł. Popatrzyłem na zegarek i zobaczyłem, ze jest dopiero 7, ale i tak już na pewno nie zasnę więc wstałem i poszedłem wziąć prysznic. Szybko to załatwiłem, myjąc jednocześnie włosy i wytarłem się ubierając czystą bieliznę i skierowałem się do kuchni. Była pusta. Chłopcy pewnie jeszcze spali, bo było dopiero w pół do ósmej. Stwierdziłem, że skoro i tak dziś jadą to mogę zrobić im śniadanie. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem pomidory, jajka, cebulę, bekon i masło. Z szafki wyciągnąłem patelnie i postawiłem na kuchence. Odkroiłem kawałeczek masła i wrzuciłem go na patelnie, by się rozgrzał. Wyciągnąłem deskę i nóż. Umyłem pomidory i pokroiłem w drobną kostkę, następnie obrałem cebulkę i również pokroiłem. Wrzuciłem produkty na patelnie, mieszając lekko i zabrałem się za krojenie bekonu. Po chwili również rumienił się nad ogniem z resztą składników. Zacząłem rozbijać jajka i wrzucać je do mieszaniny. Szybko zaczęły się ścinać, więc zmniejszyłem ogień i podszedłem do regału gdzie były talerze, szklanki i sztućce. Wyciągnąłem wszystkiego po pięć i ustawiłem na stole. Stawiłem również wodę na herbatkę i do każdego kubka wrzuciłem torebkę malinowej. Po chwili napój już się parzył, a ja nakładałem jedzenie na talerze. Odkładałem właśnie patelnie z powrotem na kuchenkę, gdy ktoś przylgnął do moich pleców i musnął mój policzek.
- Witaj kucharzu. – powiedział słodko Louis. Odwróciłem się i uśmiechnąłem lekko.
- Cześć Lou. Wołaj chłopaków i chodźcie na śniadanie. – powiedziałem na co on pokiwał głową i nabrał dużo powietrza do ust, po czym krzyknął.
- NIAAAAAAAAAAAAAAAAALL ! JEDZENIE ! – po dosłownie kilku sekundach w kuchni zjawił się zaspany blondyn, a zaraz po nim reszta załogi.
- Mmm. Jajecznica. Pycha. – wymruczał Nialler i usiadł przy stole, biorąc się za jedzenie. W jego ślady poszła reszta.
- Co to się stało, ze nasz loczek zechciał nam śniadanie zrobić ? I to z własnej woli. – zapytał Liam.
- Stwierdziłem, że skoro nie będę was wszystkich widział przez tak długi czas, to wam się należy. Z resztą wszyscy wiemy, co by się stało jakby to na przykład Zayn przyszedł coś na śniadanie robić, więc to było bezpieczniejsze. – powiedziałem i uśmiechnąłem się niewinnie do bruneta, który spojrzał na mnie wrogo, lecz po chwili tylko pokiwał głową na znak, że pewnie mam rację i jadł dalej.
- Aa. Rozumie. To miło…. Ale zaraz. Jak to wszystkich ?! – zapytał zdziwiony Liam i popatrzył na Loui’ego. – Nie mówiłeś mu jeszcze ? – nie mówił ? O czym ? Ja czegoś nie wiem ? – zastanawiałem się w myślach. Już chciałem zapytać, gdy Lou mi przerwał.
- Nie. Stwierdziłem, że gdy postawię go przed faktem dokonanym to nie będzie miał wymówki, żeby się wykręcić. – powiedział uśmiechając się lekko.
- Czy ja się dowiem o co chodzi ? – zapytałem z deka zdziwiony tą rozmową. Szatyn popatrzył na mnie i wyszczerzył do mnie ząbki, przez co jego nosek się zmarszczył. Zawsze używał tej miny jak coś chciał.
- Idź się ubierz, a później pogadamy. – powiedział.
- Ale po co mam się ubierać ? Louis ! Mów o co chodzi !
- Nie. Idź się ubrać, a później dowiesz się wszystkiego. Proszę. – popatrzył na mnie wzrokiem niczym kot ze Shrek’a więc uległem. Pobiegłem na górę i wpadłem do pokoju niczym wiatr. Otworzyłem szafę i zastygłem. Nie było w niej prawie w ogóle ciuchów, oprócz czarnych rurek, białego t-shirt’u z czerwonym serduszkiem na piersi i turkusowego sweterka. Ubrałem się w to i zbiegłem na dół, o mało nie zabijając się na walizkach, które chłopaki postawili w korytarzu. Wybiegłem do kuchni i siadając na swoim miejscu, zapytałem.
- Ubrałem się, a teraz czy ktoś mi powie co się dzieje ? Otworzyłem szafę, a tam żadnych ciuchów oprócz tych, które mam na sobie. Robiliście jakieś wielkie pranie wczoraj czy co ? I po co kazałeś mi się ubrać, Lou ? – zadawałem strasznie dużo pytań, ale no cóż sami są sobie winni. Mają mi wyjaśnić o co chodzi.
- No więc tak. Twoje ubrania są w walizkach, gdyż jedziesz ze mną na święta, do domu. – powiedział Louis, uśmiechając się uroczo.
- Co ? Jak to z tobą ? – zapytałem nie rozumiejąc.
- Normalnie. Jedziemy razem do Doncaster na święta. Rozmawiałem z mamą i gdy tylko się dowiedziała, że zostajesz sam w Londynie chciała mi głowę urwać i powiedziała, że nawet siłą mam cię przywieźć do nas. Tak więc wczoraj cię spakowałem i za 10 minut jedziemy. – powiedział spokojnie, mając na ustach uśmiech. Zaszkliły mi się oczy.
- Naprawdę jadę z tobą, na święta ? – zapytałem cicho.
- Naprawdę, Hazz. – odpowiedział mi. Rzuciłem się na niego, mocno przytulając. Objął mnie i zaśmiał się cicho w moje włosy. – Przecież bym cię tu samego, skarbie nie zostawił. – wyszeptał mi cicho. Chłopaki zaśmiali się widząc moją reakcję.
- No i widzisz, Loui. Nie trzeba było się obawiać, że zacznie krzyczeć albo bóg wie co jeszcze. – powiedział Liam. – Dobra panowie, chodźcie się zbierać i jedziemy na należyty odpoczynek.
Po jego słowach wszyscy udaliśmy się do górę. Ja poszedłem z szatynem do niego do pokoju i siedząc na łóżku, przyglądałem się jak krzątał się po pokoju ubierając się i pakując ostanie rzeczy.
- Dziękuje. – powiedziałem do niego. Spojrzał na mnie i tylko pokiwał głową.
- Nie ma za co, Harry. Nie zostawiłbym cię przecież samego na te Święta. – powiedział zapinając walizkę. – Gotowe. To co jedziemy ?
- Jedziemy. – powiedziałem uśmiechając się.
~*~
Dojeżdżaliśmy właśnie z Louis’em do jego rodzinnego domu. Zajęło nam to jednak trochę dłużej, gdyż chłopak musiał wstąpić do galerii handlowej po jakieś prezenty dla sióstr. W sumie dobrze, bo ja tez musiałem kupić prezent dziewczynkom, jego rodzicom i jemu oczywiście. Uwielbiam jego siostry. Są takie cudowne i kochane. Największą słabość mam do Fizzy. Bliźniaczkom kupiłem lalki, które mówiły, chodziły i bóg wie co jeszcze robiły oraz jakiś zestaw gier planszowych, które ostatnio ubóstwiały. Lottie płytę Ed’a Sheeran’a, bo wiem, że go uwielbia oraz do paczki wsadziłem też bilety na jego koncert, które kiedyś mi dał. Będzie akurat wtedy gdy my będziemy w trasie więc tak czy tak bym nie poszedł, a jej sprawi to wielką radość. A mojej ulubienicy wziąłem wielkiego białego misia z kokardką i zestaw do makijażu, bo Lou opowiadał mi, ze ostatnio ma taką fazę przejściową na takie rzeczy. Jego rodzicom kupiłem perfum oraz urocze sweterki w renifery, a samemu Lou nie mogłem się zdecydować więc wziąłem perfumy, czapkę z długimi uszami i do tego dwa bilety na koncert The Script. Te ostatnie miałem kupione już wcześniej więc nie było problemu. Gdy Louis zobaczył ile rzeczy kupiłem i jaki szedłem obładowany, zaśmiał się tylko serdecznie i pomógł mi z tym, gdyż on swoje rzeczy zdążył już zanieść do samochodu. Właśnie wjechaliśmy na podwórko jego domu.
- Walizki, a szczególnie prezenty zabierzemy wieczorem, gdy dziewczyny pójdą spać, żeby ich za bardzo nie kusiło do otwierania. – powiedział na co ja pokiwałem głową i wysiadłem z samochodu, który zatrzymał się prawie przed samymi drzwiami. Szatyn również wysiadł i ruszyłem razem z nim do drzwi.
- Lou ? Ale ja na pewno nie będę przeszkadzał Wam ? Bo wiesz ja nie chce…….
- Harry ! Ile razy już ci mówiłem, że nie będziesz przeszkadzał ! Bardzo się cieszę, ze tu jesteś. Ze mną. Z resztą dziewczynki myślałem, że umrą gdy się dowiedziały, że przyjedziesz. – powiedział i cicho otworzył drzwi. Weszliśmy i rozebraliśmy się z kurtek, które Loui rzucił na wieszak i po cichu weszliśmy dalej. Wszyscy siedzieli w salonie i oglądali coś w telewizji. Pierwsza zauważyła nas mama Lou i już chciała coś powiedzieć, ale szatyn dał jej znak, żeby na razie nic nie mówiła. Cicho jak myszka podszedł do kanapy na której siedziały dziewczynki i krzyknął zaraz za nimi.
- Wesołych Świąt dziewczynki ! – te zerwały się jakby je oparzyło, ale gdy zobaczyły Louis’a rzuciły się na niego, przytulając. Patrzyłem na to z uśmiechem i poszedłem przywitać się z jego rodzicami.
- Witaj Harry. – powiedziała jego mama i mocno mnie uścisnęła.
- Dzień dobry. – odpowiedziałem grzecznie. Z jego tatą uścisnąłem sobie dłonie.
- Jak miło, że jednak przyjechałeś. – powiedziała Jay.
- Dziękuje za zaproszenie. Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzał.
- No co ty. Nawet tak nie myśl. Traktuję cię jak drugiego syna. – powiedziała uśmiechając się czule. Odwzajemniłem uśmiech i odwróciłem się patrząc jak dziewczynki męczą szatyna. Nagle Fizz podniosła oczka i gdy mnie zobaczyła krzyknęła głośno, na co reszta rodzeństwa podskoczyła, a ona przybiegła szybko i rzuciła mi się w ramiona.
- Harruś ! – powiedziała.
- Cześć księżniczko. – powiedziałem w jej włoski, gdy dalej mocno mnie tuliła. – Jak ja się za tobą stęskniłem. Ale ty urosłaś ! – powiedziałem łaskocząc ją lekko w brzuszek. Zaśmiała się wdzięcznie, a po chwili byliśmy przygniecieni przez resztę rodzeństwa Tomlinsonów. Łącznie z Lou. Wszystkie dziewczynki zaczęły mnie przytulać. Po dobrych kilkunastu minutach powitania wreszcie mogłem wstać z podłogi.
- Na jak długo zostajesz Harry ? – zapytała moja księżniczka.
- Jak długo będę mógł. – odpowiedziałem na co ona uśmiechnęła się i pokiwała entuzjastycznie głową. Spojrzałem na Lou, który przyglądał nam się z delikatnym uśmiechem.
- Wiesz ? – zaczął. – Będziesz kiedyś świetnym tatą.
- Dziękuje, Loui. – powiedziałem.
- Dobra dziewczyny. Jest już po 21 więc szybko idziecie się myć i do łóżek. A o Harry’ego się nie martwcie, jutro go jeszcze pomęczycie, ale on też musi odpocząć razem z waszym bratem więc szybko do łazienki ! – krzyknęła ich mama i po chwili zrobiło się cicho i było słychać tylko bieganie po pierwszym piętrze i kłótnie, która idzie pierwsza pod prysznic.
- Lou ? Przygotowałam wam jeden pokój. Jak zawsze. Może być ? – zapytała.
- Oczywiście. To my idziemy z Harry’m po walizki i resztę rzeczy z samochodu. – powiedział i skierowaliśmy się na dwór.
- Dziękuje, ze mnie zaprosiłeś. – powiedziałem do niego.
- Nie ma za co, Harry. Nie wyobrażam sobie bez ciebie świąt. – powiedział cicho i szybko musnął mój policzek ustami, po czym skierował się do samochodu. Stałem tak przez chwilę dotykając palcami tego miejsca i rozkoszując się jeszcze pozostałym tam ciepłem. To będą moje wymarzone święta !
24.12.2012.
Obudziłem się rano i otworzyłem oczy, rozglądając się po pokoju. Pierwsze co zobaczyłem to głowę Lou, która spoczywała na moim torsie. Uśmiechnąłem się na ten widok. Miał dziś urodziny. Mój Loui kończy dziś 21 lat. Przejechałem delikatnie palcami po jego policzku i odgarnąłem kosmyki, które zaplątały się. Westchnął przez sen i przytulił się mocniej, o ile to w ogóle było możliwe. Przesunąłem ponownie palcami po jego skroni, policzkach i czole. Kciukiem obrysowałem bardzo subtelnie kontur jego ust.
- Mmm. Cóż za miłe powitanie. – szepnął nagle. Szybko zabrałem rękę i zawstydziłem się lekko.
- Cześć Lou. – szepnąłem.
- Witaj Curly. – odpowiedział podnosząc się i opierając się na łokciu, patrząc na mnie z uśmiechem. Odwzajemniłem go. Musnąłem jego policzek ustami i wyszeptałem mu do ucha.
- Wszystkiego najlepszego, LouLou. – odsunąłem się lekko, a on podniósł głowę i popatrzył mi prosto w oczy. Wpatrywaliśmy się tak w siebie. Miałem nieodpartą chęć pocałowania tych jego malinowych ust, lecz powstrzymywałem się z całej siły. Jednak on zrobił to za mnie. Powoli pochylił się i musnął swoimi ustami moje. Zastygłem w napięciu. Co to miało znaczyć ? On tylko spojrzał na mnie przelotnie i powtórzył to, lecz tym razem ja nie zostałem mu dłużny. Odwzajemniłem jego buziaka. Poczułem jego dłoń na moim policzku. Delikatnie smyrała mnie po nim. Chciałem pogłębić nasz pocałunek, gdy usłyszałem kroki na korytarzu i to mnie otrzeźwiło. Zdałem sobie sprawę co właśnie robię. Całuję się z moim najlepszym przyjacielem, którego cholernie mocno kocham. Odsunąłem się od niego i w tym samym czasie rozległo się pukanie do drzwi. Louis usiadł szybko i powiedział.
- Proszę. – do pokoju wbiegły jego siostry oraz ich mama z tortem czekoladowym.
- Sto lat ! Stoo lat ! – zaczęły śpiewać i składać mu życzenia. Na prezenty musiał jednak poczekać. Zawsze dostawał je razem z tymi pod choinką. Wstałem z naszego łóżka i podszedłem do walizki wyjmując z niej czystą bieliznę, ręcznik i czyste spodnie oraz koszulkę.
- To wy sobie śpiewajcie, a ja idę się odświeżyć. – powiedziałem, unikając wzroku Lou i wyszedłem szybko z pokoju, kierując się do łazienki. Zamknąłem ją za sobą na klucz i oparłem się o umywalkę oddychając głęboko. Co to miało być ? On mnie pocałował ! Ja to odwzajemniłem. My się właśnie całowaliśmy ! Sam nie wiem co o tym myśleć. Rozebrałem się i wszedłem pod gorący prysznic. Woda podziałała na mnie bardzo kojąco, rozluźniając wszystkie mięśnie i dając przyjemną rozkosz. Po dobrych 15 minutach wyszedłem, wytarłem się i ubrałem w przygotowane wcześniej ciuchy. Cicho wyszedłem z łazienki i nasłuchiwałem czy jeszcze są w naszym pokoju, lecz raczej ich nie było bo słyszałem dźwięki z kuchni na dole. Modląc się, aby Lou nie było w pokoju, wszedłem do niego. Na szczęście nie było go. Odłożyłem rzeczy do fotel i powoli zszedłem do kuchni. Wszyscy oprócz taty Lou i Lottie siedzieli przy śniadaniu.
- Dzień dobry. – przywitałem się grzecznie i usiadłem na swoim miejscu między bliźniaczkami. A naprzeciwko nas siedział Lou z Fizzy. Unikałem jak mogłem jego przeszywającego wzroku, lecz na moje nieszczęście w końcu nasze spojrzenia spotkały się. Był lekko zmieszany. Widziałem to, lecz uśmiechnął się słabo. Zdałem sobie sprawę, ze tak czy tak będę musiał to z nim wyjaśnić, ale wolę poczekać do wieczora i jakoś się do tego psychicznie nastawić. W końcu powie mi, że to był błąd i, że nie może się więcej powtórzyć. Po skończonym śniadaniu, pani Tomlinosn poprosiła, abym razem z dziewczynkami ubrał choinkę w salonie, a ona z Lou będą przygotowywać jedzenie na kolację wigilijną.
- Wiesz, mamo. Może lepiej niech Hazz pomoże ci w kuchni. Wiesz przecież jaki ja jestem w tym, a on jest świetnym kucharzem. – powiedział szatyn. Spojrzałem na jego mamę.
- Co ty na to Harry ? Miałbyś ochotę mi pomóc ? – zapytała z uśmiechem.
- Oczywiście, ze tak. – dopowiedziałem. Dzięki temu zyskam trochę czasu i będę mógł to wszystko przemyśleć.
~*~
Dochodziła już 18. Ubierałem właśnie koszulkę i byłem gotowy na te kolację, dzielenie się opłatkiem i prezenty. Gdy dziewczynki razem z bratem ubrały choinkę poszły od razu po swoje prezenty dla rodziny i gdy wszystkie już się tam znalazły, łącznie z naszymi to no cóż. Pół podłogi to wszystko zajmowało. Spryskałem się lekko perfumami i przeczesując jeszcze włosy placami wyszedłem z pokoju, kierując się do salonu. W sumie nie rozmawiałem jeszcze z Loui’m o porannym zajściu, ale wiedziałem że czeka nas to jeszcze dziś. Wszedłem do salonu i usiadłem obok Fizzy. Brakowało tylko Lou i jego mamy. Po chwili oboje weszli, kładąc na stole ostatnie potrzebne rzeczy. Wstaliśmy i pomodliliśmy się, po czym tata Loui’ego rozdał każdemu opłatki i zaczęliśmy składać sobie życzenia. Tego w sumie obawiałem się najbardziej. Nie wiedziałem jak się zachować. Podzieliłem się już z każdym tylko nie z nim. Podszedł w końcu do mnie i popatrzył mi w oczy, uśmiechając się uroczo, marszcząc delikatnie przy tym nosek. Jego oczy błyszczały.
- Hazz. – zaczął. Patrzyłem mu w oczy i napawałem się jego błękitnym odcieniem. – Chciałbym ci życzyć, żebyś dalej był taki uśmiechniętym zboczeńcem jak jesteś do teraz. Żebyś pod żadnym pozorem się nie zmieniał. Żebyś nie przejmował się hejtami, bo wiem jak ciężko to znosisz. Żebyś spełnił wszystkie swoje marzenia i najskrytsze pragnienia. Żebyś został takim jakim jesteś. Żebyś był po prostu wspaniałym, czarującym sobą. – zakończył. Wziąłem oddech i powiedziałem.
- Lou. Chciałbym ci życzyć tego samego co ty mi, a dodatkowo jeszcze, żebyś dalej kochał marchewki i szelki, żebyś dalej był naszym kochanym błaznem w zespole. Żebyś dalej był taki cudowny dla otaczających cię ludzie. Żebyś był sobą, LouLou. Takim marchewkowym potworkiem, którego wszyscy tak bardzo kochamy. – powiedziałem. uśmiechnął się do mnie i musnął mój policzek ustami. Uścisnąłem go lekko i wiedziałem, że moje policzki się zaczerwieniły. Usiedliśmy wszyscy do kolacji. Czas przy jedzeniu szybko nam zleciał na rozmowach, śmianiu się, lecz ja bujałem w obłokach zastanawiając się jak przebiegnie moja rozmowa z Lou. W końcu przyszedł czas na prezenty. Dziewczynki jak poparzone poleciały do salonu i zaczęły rozdzielać wszystko między siebie. Rodzice usiedli na kanapie przyglądając im się, a ja z Lou staliśmy w drzwiach czekając na ich reakcję. Gdy Lott otworzyła mój prezent, krzyknęła i przybiegła mocno mnie przytulając.
- Dziękuje ! Dziękuje ! – mówiła i pocałowała mnie w policzek.
- Nie ma za co. – uśmiechnąłem się szczerze. Reszta zareagowała podobnie. Rodzice Lou podziękowali mi.
- Dobra chłopaki. Teraz wasza kolej na otwieranie. – powiedziała Fizzy. Razem z szatynem podeszliśmy do choinki i usadawiając się na dywanie zaczęliśmy rozpakowywać paczki. Od bliźniaczek dostałem kubeczek z napisem ‘ Harry ‘ i ręcznie robioną laurkę z życzeniami. Ucałowałem je w podziękowaniu. Od Fizzy misia z napisem ‘ I Love You ‘ i dużego czekoladowego mikołaja. W oczach aż stanęły mi łzy. One są takie kochane. Od Lottie dostałem flakonik moich ulubionych perfum i puchowe rękawiczki z kotkami. Od państwa Tomlinsonów czapkę z uszami i płytę mojego ulubionego wykonawcy. Został jeszcze tylko jeden prezent. Od Lou. Była to mała paczka. Otworzyłem ją i zobaczyłem karteczkę. Pisało:
‘ To dopiero 1/3 mojego prezentu, Hazz. Reszta potem. Xx ‘
Otworzyłem go i ze zdziwieniem wyciągnąłem niebieską miseczkę jak dla psa i małą obrożę. Spojrzałem na niego nie pewnie, na co on zaśmiał się i wyszedł na chwilę z pokoju. Po chwili wrócił z małą klatką. Podał mi ją, a wtedy ukazał mi się malutki, puszysty kociak.
- Kotek ? – zapytałem, wpatrując się w niego jak zaczarowany. On mi podarował kotka ! I to jakiego ! Malutkiego, puszystego, rudawo-białego z czarną plamką na oku. Patrzyłem na niego jak zakochany i pogłaskałem go lekko za uszkiem. Mruknął rozkosznie i zwinął się w kłębuszek, zasypiając. – Dostałem kociaka ! Dziękuje ! – krzyknąłem jak małe dziecko i rzuciłem się przyjacielowi na szyję. Przytulił mnie mocno, całując w skroń.
- Nie ma za co, Harry. – powiedział. – Ale to jeszcze nie koniec. – szepnął cicho, żebym tylko ja usłyszał. Odsunąłem się od niego i powiedziałem.
- No teraz ty, Loui. Masz najwięcej prezentów więc dalej. Otwieraj. – szatyn uśmiechnął się i zaczął otwierać prezenty. Dziewczynki wręcz nie mogły się doczekać co powie na ich dużego misia z napisem ‘ I love you, Louis ! ‘. Dostał jeszcze od nich kubeczek ze swoim imieniem, ręcznie robione laurki i czekoladowe mikołaje oraz puzzle, bo Boo Bear wręcz je uwielbia. Od rodziców jakiś sweterek i szalik. Gdy otworzył mój prezent ( ten gwiazdkowy ) widziałem jak jego oczka się zaszkliły.
- Bilety ?! Serio ? – popatrzył na mnie zszokowany.
- Tak, bilety. – odpowiedziałem uśmiechając się lekko. Rzucił mi się na szyję.
- Dziękuje ! – powiedział ze łzami w oczach.
- Nie ma za co. – szepnąłem. – Został jeszcze tylko jeden prezent, Lou. Otwieraj ! – zachęciłem go. To był mój urodzinowy. Wyjątkowy, bo sam go tak jakby zrobiłem. Wziął go i otworzył. Gdy zobaczył wnętrze zamarł.
- Co to jest, Lou ? – pytały dziewczynki. Szatyn popatrzył na nie oszołomiony i wyciągnął najpierw płytkę.
- Na niej jest to co myślę ? – zapytał patrząc na mnie.
- Tak. Tu jest wszystko od XF do teraz. Wszystkie nasze wspomnienia. – powiedziałem. Z pudełka wyciągnął ostatnią rzecz. Był to album z tytułem ‘ Larry Stylinson – Friends Forever ! ‘.
- Dziękuje ! – powiedział przeglądając album. Były tam wszystkie nasze wspólne momenty. Wszystko co zostało sfotografowane. Odłożył to i przytulił mnie po raz kolejny. – Jesteś najlepszy, Hazz ! – szepnął. W salonie siedzieliśmy jeszcze jakiś czas, aż o 23. rodzice i dziewczynki stwierdzili, ze idą na uroczystą mszę do kościoła. Na Pasterkę. Nam się nie chciało, więc stwierdziliśmy, ze zostajemy. Wiedziałem co to oznacza. Będziemy musieli w końcu porozmawiać. Gdy rodzice wyszli, my wzięliśmy wszystkie prezenty i zanieśliśmy do pokoju. Kotka postawiłem w kąciku pokoju, gdyż dalej spokojnie sobie spał, a do miseczki nalałem mu mleka i postawiłem obok. Usiadłem na łóżku i przyglądałem mu się jak spał, po czym na chwilę się obudził. Wyszedł z klatki, napił się i wrócił z powrotem, zasypiając niemal od razu. Siedziałem tak jakiś czas, przyglądając mu się i zastanawiając nad tym wszystkim. Musimy sobie to wyjaśnić, z Lou. Nie chce stracić naszej przyjaźni. W pewnej chwili wszedł do pokoju, zgasił światło, a włączył choinkę, która oświetliła go różnymi kolorami. Usiadł obok mnie na łóżku, po turecku i przyglądał mi się przez chwilę.
- Dziękuje za kotka ! Jest przeuroczy. – powiedziałem patrząc na niego niepewnie.
- Nie ma za co. Wiedziałem, że ci się spodoba, bo o takim marzyłeś. – odpowiedział, biorąc z półki obok łóżka album, który mu podarowałem i zaczął go przeglądać. – Jest wspaniały. – powiedział.
- Starałem się jak mogłem. Są tam chyba wszystkie możliwe zdjęcia naszej dwójki, we wszystkich chyba pozach i w każdej sytuacji. – powiedziałem, siadając naprzeciwko niego, również po turecku.
- Nie. Nie ma jeszcze jednej pozy. – odpowiedział, odkładając go na bok. Nachylił się w moją stronę i popatrzył mi w oczy. Był tylko kilka centymetrów ode mnie. Podniósł rękę i przejechał mi nią po policzku. Westchnąłem cicho i wtuliłem się w jego dłoń, zamykając lekko oczy. Obrysował palcem moje usta i bardzo delikatnie musnął je swoimi. Odsunął się kawałeczek i ponownie spojrzał na mnie.
- Harry, ja….
- Nie, Lou. Zaczekaj. Ja musze Ci coś powiedzieć. – przerwałem mu. Wiedziałem, ze za chwilę powie, że to nie ma sensu, więc to była jedyna okazja, żeby powiedzieć mu w końcu prawdę. – Jest coś co musisz wiedzieć. Wiem, że gdy to powiem, pewnie mnie znienawidzisz, ale muszę. Chciałbym, żebyś po mimo tego dalej traktował mnie jak przyjaciela. Kocham cię, Lou. Nie tak jak przyjaciel przyjaciela. Kocham cię tak jak chłopak dziewczynę. Zakochałem się w tobie. – szepnąłem patrząc na niego z niepokojem, jak na to zareaguje. Najpierw jego twarz wyrażała szok, później zdziwienie, aż w końcu dostrzegłem tam nutkę radości. Radości !? – Wiem, ze teraz możesz mnie znienawidzić, ale ja po prostu musiałem ci to powiedzieć. – szepnąłem opuszczając głowę w dół. Po chwili poczułem jego palce, jak delikatnie unoszą mój podbródek w górę.
- Harry. Ja też musze ci coś powiedzieć. Rozumiem cię w zupełności. Proszę popatrz mi w oczy. – szepnął. Spełniłem jego prośbę. – Też cię kocham, Hazz. Cholernie mocno cię kocham.
Popatrzyłem na niego z szokiem na twarzy.
- Co ? – zapytałem niepewnie.
- Jestem w tobie zakochany. W sumie od zawsze. Od kąt. pierwszy raz cię zobaczyłem. Jesteś takim moim słoneczkiem co wszystko rozjaśnia. Dzięki tobie się uśmiecham, płaczę razem z tobą, cierpię razem z tobą, ale też cieszę się z tobą. Jesteś moim życiem, Harry. – zakończył, a po moim policzku spłynęło kilka łez. Otarł je swoim kciukiem.
- Naprawdę ? – zapytałem.
On nie odpowiedział, tylko mnie pocałował. Oddałem mu pocałunek niemal od razu. Na początku był delikatny i subtelny, lecz z każdą sekunda przerażał się w coraz namiętniejszy. Wyprostowałem nogi, po czym Lou usiadł na mnie okrakiem, wplatając dłonie w moje loki. Objąłem go w tali i przyciągnąłem jeszcze bliżej. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o pozwolenie wdarcia się do moich ust. Rozchyliłem je i po sekundzie poczułem jak muska nim moje podniebienie. Jęknąłem cicho. Lou zacisnął ręce w moich włosach i delikatnie zjechał ustami na moją szyję i obojczyk. Całował ją bardzo delikatnie i miejscami zasysał. Przejechał językiem po linii mojej żuchwy i dojechał do ucha. Przygryzł jego płatek, a z mojego gardła wydobyło się ciche westchnienie.
- Pragnę cię, Harry. – wyszeptał mi zmysłowym głosem do ucha.
Zamarłem na sekundę, po czym zwinnym ruchem przyciągnąłem go do siebie, wpijając w jego usta. Oddawał każdy mój pocałunek. Moje ręce delikatnie jeździły po jego plecach, po czym zjechał na jego pośladki, zaciskając się na nich lekko. Szatyn jęknął wprost w moje usta, co było niesamowicie podniecające. Wjechałem delikatnie dłońmi pod jego koszulkę i zacząłem unosić ją do góry. Za chwilę leżała już w nieznanym mi miejscu pokoju, a ja napawałem się widokiem nagiego torsu mojego kochanka. On sam nie pozostawał mi dłużnym. Szybko pozbył się góry mojego stroju i zaczął ustami oraz językiem obdarowywać moją klatkę. Jęknąłem głośno, gdy zassał mojego sutka i przejechał po nim językiem. Całował każdy mój mięsień na brzuchu, niebezpiecznie zbliżając się do linii moich bokserek. Całował moje podbrzusze, czasami dłońmi muskał moje krocze. Pociągnąłem go za sobą i po chwili oboje leżeliśmy na łóżku. Szatyn znajdował się pode mną. Rozpiąłem guzik jego spodni oraz rozsunąłem suwak i po chwili chłopak był już bez spodni, pozostając w samych czarnych bokserkach, w których znajdowało się już spore wybrzuszenie. Przejechałem palcem po wybrzuszeniu, na co chłopak zareagował głośny jęknięciem i wypchnął biodra w górę. Uśmiechnąłem się na jego reakcję i powtórzyłem ten czyn jeszcze raz. Była to moja chwila nieuwagi i nagle to on leżał na mnie. Szybko zsunął moje spodnie wraz z skarpetkami i oboje pozostaliśmy już tylko w bieliźnie. Usiadł na mnie okrakiem, tak, że nasze członki stykały się, powodując przyjemne dreszcze rozchodzące się po moim ciele. Pocałował mnie i poruszył biodrami w przód tak, że nasze przyrodzenia zderzyły się ze sobą. Jęknąłem głośno w jego usta, przygryzając jego wargę. Chłopak powtórzył swój czyn. Tym razem oboje westchnęliśmy.
- Przestań się tak ze mną bawić. – warknąłem, gdy po raz trzeci zrobił to samo. Przecież ja przez niego dojdę od samych pocałunków i takich ruchów. – pomyślałem. Chłopak uśmiechnął się cwaniacko i szybkim ruchem ściągnął ze mnie bokserki. Chwycił mojego członka w dłoń i przejechał po nim palcami w górę i w dół. Westchnąłem pod jego dotykiem. Zaczął poruszać dłonią coraz szybciej i szybciej, a ja jęczałem cicho z rozkoszy. Poczułem, ze jak tak dalej pójdzie to ja zaraz dojdę, dlatego odepchnąłem go od siebie i zdjąłem jego bokserki. Chłopak krzyknął gdy moje usta zacisnęły się na jego przyrodzeniu. Tego się nie spodziewał. Zacząłem połykać go coraz bardziej i coraz szybciej. Był głęboko w moich ustach, co chwilę uderzając o tylną ściankę mojego gardła.
- Harryyy. – jęknął przeciągle. Czułem jak zaczyna robić się coraz twardszy, więc przyspieszyłem tylko swoje ruchy. Po chwili poczułem w swoim gardle jego nasienie. Połknąłem wszystko i wróciłem do Lou, całując go namiętnie w usta. Oddał mój pocałunek.
- Harry ? – powiedział między kolejnymi całusami.
- Hm ?
- Chcę się z tobą kochać. – szepnął patrząc mi w oczy. Zszokowany kiwnąłem głową i wróciłem do całowania go. Po chwili poczułem jego palce masujące moje tylne wejście. Delikatnie wsunął we mnie jeden. Jęknąłem głośno. Z bólu i przyjemności jednocześnie. Zaczął poruszać nim delikatnie, przyzwyczajając mnie do jego wielkości. Po chwili dołączył drugi. Ruszał nimi coraz szybciej, a ja jęczałem z rozkoszy jaką mi dawał.
- Wejdź we mnie, Loui. – jęknąłem przeciągle. Chłopak ustawił się za mną i delikatnie potarł moje wejście swoim członkiem, po czym nie ostrzegając mnie wszedł we mnie brutalnie, do samego końca. Krzyknęłam z bólu. Czułem jakby mnie rozrywał.
- Cii. Zaraz przestanie. – szepnął całując mnie w kark i po plecach. Poruszył się delikatnie w przód i w tył, a ja zacisnąłem oczy z bólu. Po moim policzku spłynęła łza. Chłopak zaprzestał całowania moich pleców i pocałunkiem, starł słoną krople.
- Rozluźnij się, kochanie. Zaraz przestanie. – szepnął i musnął moje usta. Nagle jakby to wszystko się ulotniło. Nie czułem żadnego bólu, tylko przyjemność. Chłopak poruszył się we mnie powoli. Robił to delikatnie i powoli. Westchnąłem z przyjemności.
- Loui ?
- Hm ?
- Ym…szybciej. – szepnąłem do niego. Poprawił swoją pozycję i zaczął posuwać mnie coraz szybciej, jednocześnie zaciskając palce na moim członku i przejechał po nim powoli w górę i w dół. Jęknąłem głośno. Louis pocałował mnie w usta i coraz szybciej zaczął poruszać dłonią, synchronizując ją z ruchami swoich bioder. Czułem go w sobie do końca. Jęczałem coraz mocniej, bo czułem nadchodzący finał. Chłopak chyba też to wyczuł. Splótł nasze palce razem i wykonał kilka ostatnich ruchów, dochodząc we mnie z moim imieniem na ustach. Po sekundzie, zrobiłem to samo, dochodząc w jego dłoni. Wyszedł ze mnie i położył się obok mnie oplatając mnie ramieniem.
- To była ostatnia część mojego prezentu dla ciebie, Harry. Kocham cię, skarbie. – szepnął i pocałował moje usta.
- Też cię kocham, Loui. Wesołych Świąt !
- Wesołych Świąt, Harry i dziękuję za cudowne urodziny. – szepnął i złożył na mojej piersi pocałunek, po czym zasnął wtulony we mnie, a ja w niego.
_______
jestem ze świątecznym One-shot'em ;) wybaczcie ten mały poślizg z czasem, ale wczoraj wróciłam tak późno, ze już siły nie miałąm ;] jak wam się podoba ? starałam się jak mogłam ;) skomentujcie jeśli możecie, będę bardzo wdzięczna ;]