Trzymałem go w ramionach. On właśnie się do mnie przytulał. Zayn. On wrócił. Mój ukochany chłopak wrócił. Odnaleźli go.
- Zayn… - wyszeptałem w jego szyję, tuląc go mocniej do siebie. Nie wierzyłem w to. Poczułem jak jego dłonie zaciskają się na moich plechach. Po moich policzkach popłynęły łzy, ale to były dobre krople. Łzy szczęścia, które trzymałem właśnie przy sobie. Odsunąłem go od siebie, biorąc jego zakrwawioną twarz w dłonie i spojrzałem w jego czekoladowe oczy.
- Wróciłeś. Odnalazłeś się. Jesteś tu. – wyszeptałem, zatapiając w nim spojrzenie.
- Jestem. – wymruczał, patrząc na mnie, po czym odciągnął moją jedną z dłoni splótł nasze palce razem. Pociągnąłem go do domu, zatrzaskując za nami drzwi i skierowałem się z nim do kuchni.
- Musimy porozmawiać, ale to później. Siadaj. Trzeba opatrzyć ci rany. – powiedziałem, biorąc wodę utlenioną i watę. Nasączyłem ją w cieczy i lekko przejechałem po rozciętej wardze chłopaka, na co on syknął. – Cii….wiem, ze boli, ale zaraz przestanie.
- Liam ? Był ktoś, bo wydawało mi się, że drzwi trza…… - w kuchni pojawił się Lou, ale nie dokończył pytania, gdyż dostrzegł mulata. Jego twarz wyrażała szok, przerażenie przechodząc e w radość. – Kurwa mać ! – wykrzyknął. – Powiedz, ze to nie halucynacje i Zayn na serio siedzi przy stole u nas w kuchni ?
- Tak, Lou serio siedzę tu na krześle. – odpowiedział mu chłopak, a szatyn wydał z siebie głośny odgłos radości, czym zwabił do kuchni kędzierzawego.
- Czemu się, kurwa kutasy drzecie w środku nocy !? – wpadł do kuchni zły jak osa Styles, ale gdy zobaczył zaginionego uśmiechnął się szeroko. – Cofam swoje słowa. Krzyczcie. Zayn ! Orzesz kurwa wróciłeś ! – wykrzyknął i podszedł go przytulić. Tak samo zrobił Lou, po czym już chciał zapytać o coś mulata, jednak mój wzrok powiedział mu, że ma tego nie robić.
- To może wy się teraz sobą nacieszcie, a my z Lou wracamy do lóżka. Chodź, ty mój kochany okruszku. – powiedział do niego Harry i po chwili razem zniknęli na schodach. Uśmiechnąłem się ciepło do Zayn’a i skończyłem przemywać jego twarz. Odłożyłem wszystko na blat i spojrzałem na niego. Westchnąłem i powoli podchodząc w jego stronę powiedziałem.
- Tak bardzo się bałem, że już więcej się nie zobaczymy. – spojrzałem w jego oczy z odległości kilku centymetrów. – Tak się bałem, że cię straciłem już na zawsze, że nigdy już nie będę mógł cię dotknąć. Nie będę mógł przejechać dłonią po twoim zarośniętym policzku, delektując się jego szorstkością, którą tak bardzo u ciebie lubię. Nie będę mógł zamknąć cię w swoich ramionach, chroniąc przed wszystkim. Nie musnę już nigdy twoich pełnych, kuszących ust. Nie spojrzę w twoje nutellowe oczy. – kontynuowałem, podnosząc go w górę, by zrównał się ze mną. Patrzył mi w prosto w oczy, uważnie słuchając. – Nie będę mógł złapać cię za rękę, podziwiając jaka jest delikatna i tego, że tak idealnie współgra z moją. Nie będę mógł zawstydzić cię swoim wzrokiem gdy się przebierasz, choć już widziałem cię nago. Że nie zobaczę rumieńców, przyozdabiających twoich policzków, gdy się czegoś wstydzisz. Nie będę mógł sprawić, ze zadrżysz pod moim delikatnym dotykiem. Przerażała mnie myśl, co ze mną będzie gdy już cię nie będzie. Jak sobie poradzę, bez ciebie ? Jak mam żyć bez kogoś kto jest moim tlenem, powietrzem, sensem do życia na tym świecie ? Jak nauczyć się cieszyć wszystkim, kiedy miałoby cię nie być. Ale najbardziej bałem się tego, że nie zdążę powtórzyć ci tego co i tak już słyszałeś, ale kocham to mówić. Bałem się, że nie zdążę powiedzieć, ze cię kocham. Tak bardzo mocno cię kocham. – wyszeptałem na koniec patrząc w jego załzawione oczy i kciukiem starłem jedną samotną łzę, która toczyła się po jego policzku. Oparłem czoło o jego i zamknąłem powieki.
- Tak bardzo cie kocham, Liam. Tak cię kocham. – wyszeptał i wreszcie zrobił to o czym marzyłem odkąd przekroczył próg tego domu, kilkanaście minut wcześniej. Złączył nasze usta w tęsknym pocałunku, wyrażającym wszystko. Całą miłość, każde uczucie, które w tej chwili nami władało. Zacisnął dłonie w moich włosach, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Westchnąłem i oderwałem się od niego z mlaskiem, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Mocno mnie przytulił, jakby chciał ochronić przed wszystkim. Złapałem jego dłoń i uprzednio gasząc światło, pociągnąłem go do sypialni. Chłopak wziął czystą bieliznę i dresy, po czym udał się pod szybki prysznic, a ja w tym czasie pościeliłem nasze łóżko. Wcześniej spałem na kanapie w kącie, gdyż nie potrafiłem usnąć na naszym wspólnym łóżku, gdzie wciąż czułem jego zapach. Poprawiłem poduszki i ściągając bluzę, w samych dresach usiadłem po turecku na jednej z połów, czekając na mulata, który po chwili wszedł do pokoju. Był w samych dresach, więc gdy podszedł bliżej zdusiłem w gardle przerażony krzyk.
- Chryste, Zayn ! Co-oo ci się stało ? – zapytałem wstrząśnięty. Jego brzuch to był jeden wielki siniak. Chłopak spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, po czym już po chwili wpełzł pod kołdrę, klepiąc miejsce obok. Położyłem się, a on złożył głowę na mojej klatce piersiowej, wzdychając, a po chwili zaczął mówić co działo się po jego uprowadzeniu. Słuchałem i co nową informację, byłem bardziej przerażony. Gdy zakończył, nie odezwałem się tylko bardzo mocno przytuliłem go do siebie i wyszeptałem w jego włosy.
- Nie pozwolę cię więcej skrzywdzić, wiesz ? Zrobię wszystko, żebyś był bezpieczny, choćby miało mnie to własne życie kosztować.
- Dziękuje ci, Liam. Gdyby nie ty, nie miałbym dla kogo już wracać. Nie wiem czy już to robiłem, ale dziękuje, ze mnie nie odrzuciłeś. Zaakceptowałeś mnie mimo tego wszystkiego. Jesteś wspaniały i tak bardzo cię kocham, skarbie. – wyszeptał i pocałował moja klatkę piersiową.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nigdy więcej. – wyszeptałem, obejmując go mocniej, po czym cichutko powiedziałem. – A teraz śpij kochanie, należ ci się. A ja będę tu cały czas, chroniąc cię od wszystkiego. – po chwili można było usłyszeć już miarowy oddech mulata. Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy, trzymając w ramionach cały mój świat. Całe moje szczęście.
Dwa miesiące później.
- Harry ! Do chuja pana ile można się zastanawiać na kolorem koszulki ?! – zapytałem zdenerwowany, siedząc na fotelu w sklepie odzieżowym i czekałem, aż mój chłopak zdecyduje się na jedną koszulkę z pośród tysiąca, które już przymierzył. Kotara od przebieralni odsunęła się i w końcu wyszedł z niej chłopak. Tym razem na jego ciele widniała bluzka o odcieniu niebieskim.
- Nie denerwuj się misiu, bo zmarszczek dostaniesz. – powiedział, uśmiechając się uroczo. – Jak myślisz ? Ta koszulka może być ? Znaczy no wiesz, ten odcień ? Mi się podobała ta niebieska, ale ta też ładna, prawda ?
- Hazza, ale to jest niebieski. – powiedziałem, patrząc na niego zdziwiony.
- Lou ! To jest turkus ! Niebieski to zupełnie inny kolor ! – powiedział zdegustowany. Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Jeśli o mnie chodzi to ta jest idealna. – odpowiedziałem.
- Tak myślisz ? – zapytał, odwracając się do mnie tyłem i wszedł do środka ponownie, stając przed lustrem i spoglądał na swoje odbicie. Wszedłem za nim, zasuwając za sobą zasłonę i oplotłem jego talię dłońmi, składając brodę na jego ramieniu.
- Tak myślę. Jesteś idealny, więc co za różnica czy będziesz w niebieskim czy turkusowym tshircie. Zawsze będziesz wyglądał perfekcyjnie. – powiedziałem z uśmiechem. Obrócił głowę w bok i spojrzał w moje oczy.
- Nie jestem idealny. Daleko mi do tego. Za to ty jesteś. Pod każdym względem. – powiedział i musnął moje usta swoimi. Zamruczałem i uśmiechnąłem się przez pocałunek. Zaśmiał się cicho i odsunąwszy się ode mnie, powoli ściągnął z siebie górną część odzieży i położył obok, a na siebie zaczął wsuwać swoją koszulkę. Wpatrywałem się w niego z małym uśmiechem, nieświadomie oblizując wargi.
- Już, już. Skończ się ślinić. – zaśmiał się, oplatając mnie ramionami.
- Nie ślinie się ! – zaprzeczyłem gwałtowanie.
- Nie wcale. A jak nazwiesz to co przed sekundą robiłeś. Wpatrywałeś się we mnie jakbyś co najmniej chciał mnie tu przelecieć. – powiedział, przewracając figlarnie oczami.
- Nie prawda ! – krzyknąłem.
- Prawda !
- Nie !
- Tak !
- Ni.. – nie dokończyłem bo wpił się w moje wargi, uniemożliwiając mi mówienie. Uśmiechnąłem się i zacisnąłem dłonie na jego bokach, przyciągając do mnie bliżej. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostanie się do środka. Rozwarłem usta, wpuszczając go do środka. Szybko rozpoczęliśmy walkę o dominację, poczułem jego dłonie na moich pośladkach gdy mocno się tam zacisnęły, na co jęknąłem głośno.
- Perfidny drań.. – wymamrotałem w jego usta, na co on zaśmiał się dźwięcznie i z mlaskiem ode mnie oderwał.
- Drań, ale twój.. – powiedział, na co ja uśmiechnąłem się słodko.
- Mój. A teraz bierz ten turkus i idziemy do kolejnych sklepów, bo za tydzień święta, a mamy dopiero połowę prezentów. – powiedziałem pośpieszając go.
- Ja już kupiłem dla wszystkich oprócz mamy. – powiedział. A propos naszych mam. –zaczął, a ja jęknąłem w duchu, mając nadzieję, że jednak zapomniał i będę mógł się z tego jakoś jeszcze wyplątać. – Jutro idziemy na obiad do twojej mamy, tak ? – czyli jednak nie zapomniał.
- Taa idziemy. – powiedziałem.
- Nie chcesz, żebym poznał twoją mamę oficjalnie ? – zapytał, patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
- Nie o to chodzi. Bardzo chcę, ale wiem, ze to będzie niezręczne i tego się trochę obawiam. Zresztą ona na pewno zacznie opowiadać o mnie niektóre rzeczy, które wolałbym nie ujrzały światłą dziennego. – powiedziałem, rumieniąc się. Harry zaśmiał się i zapytał, dokuczliwym głosem.
- Uhuu czyżby nasz grzeczny Lou nie zawsze był taki grzeczny ?
- Tak, żartuj sobie ze mnie, żartuj. Zobaczymy jak będziesz się zachowywał przed wigilią kiedy będę miał poznać twoją mamę i Gemmę.
- Tego się nie boję. Wiem, ze od razu cię pokochają. A teraz chodź, zapłacę za koszulkę i idziemy na dalsze polowanie oraz coś dla twojej mamy na jutro. W końcu muszę się czymś wkupić w jej łaski. – zaśmiał się wyciągając mnie z przymierzalni i ciągnąc w stronę kas.
~*~
- Spokojnie, Hazza. Nie denerwuj się. – powiedział do mnie Niall, który razem z Alex odwoził mnie do rodzinnego domu mojego chłopaka.
- Tak, łatwo ci mówić. To nie ty idziesz teraz na pierwsze spotkanie swojej przyszłej teściowej i do tego spotkania zależy czy to będzie twoja teściowa. – powiedziałem, oddychając płytko.
- Spokojnie, Hazz. Nie przejmuj się. Mama Lou od razu cię pokocha. Z resztą Niall też się tak denerwował przed poznaniem moich rodziców, a gdy tylko wszedł do salonu mama już go pokochała, bo ma uroczy uśmiech i lubi te same perfumy co ona. – powiedział moja kuzynka, głaskając mnie uspokajająco po ramieniu.
- A co jeśli to co jej kupiłem się nie spodoba ? – zapytałem przerażony.
- Harry ! To są jej ulubione perfumy, więc jak mają jej się nie spodobać ?! – zapytał blondyn.
- Okej, już. Uspokajam się. – mruknąłem. – Albo jednak nie ! Już nigdy nie będę się śmiał z Lou, który wczoraj był przerażony z perspektywy tego spotkania.
- No już, spokojnie. Jesteśmy na miejscu. – powiedział kierowca, a moje serce przyspieszyło bicie o 100%.
- Harry, spokojnie. Przeżyjesz to. – powiedziała Alex i podała mi torebkę z prezentem oraz różyczki, po czym wysiadłem z samochodu. – Trzymamy kciuki. Uda się !
- Oby. – szepnąłem i zacząłem powoli iść w kierunku drzwi wejściowych, przez rozległy ogród. W końcu dotarłem do nich, odetchnąłem głęboko i zapukałem, wygładzając jeszcze moje czarne rurki, które miałem na sobie oraz poprawiając biała bokserkę schowaną pod szarą marynarką. Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stanęła mała dziewczynka. Uśmiechnąłem się i powiedziałem.
- Cześć.
- Cześć. – zaświergotała dźwięcznym głosikiem. – Ty jesteś Harry, prawda ?
- Tak. A ty jak się nazywasz, skarbie ?
- Ja jestem Daisy. – powiedział, uśmiechając się szeroko.
- Miło cię poznać królewno. Proszę bardzo to dla ciebie. – powiedziałem i dałem jej małą różyczkę.
- Jejku, jest śliczna ! Dziękuje, Harry ! – powiedziała i rzuciła mi się na szyję. Uściskałem ja lekko i zapytałem.
- A jest, Louis ?
- Tak, chodź. Zaprowadzę cię do niego. – powiedziała, łapiąc mnie za rękę swoja malutką dłonią i pociągnęła do środka. Zamknąłem drzwi i powoli ruszyłem razem z nią. Zaprowadziła mnie do kuchni, gdzie przy stole siedziały dwie dziewczynki, a obok stał Lou i coś im pokazywał w książce.
- Patrzcie kto przyszedł ! – zawołała Daisy i w tym momencie wszyscy unieśli an nas swoje oczy. Mój chłopak dostrzegając mnie uśmiechnął się promiennie i powiedział.
- Hazza ! Cześć, kotek. – podszedł i przytulił mnie lekko.
- Cześć, Loui. – szepnąłem. Szatyn uśmiechnął się i przeniósł wzrok na pozostałe dziewczynki.
- Dziewczyny poznajcie. To jest Harry, ten o którym wam opowiadałem ostatnio. Harry, to są moje siostry. Fizzy i Pheobe. – powiedział wskazując na księżniczki.
- Hej, Harry. – powiedział jednogłośnie.
- Witajcie. Proszę bardzo. To dla was. – powiedziałem w uśmiechem i wręczyłem im po jednej różyczce. Dziewczynki uściskały mnie lekko w podziękowaniu, po czym we trzy poszły po ich mamę, a ja zostałem sam z Lou.
- Też się denerwujesz ? – zapytał, obejmując mnie w talii.
- I to bardzo. Dopiero rano zdałem sobie sprawę z tego, ja się denerwuje. – powiedziałem. Lou przytulił mnie do siebie, całując w czubek głowy.
- Nie bój się moja mama jest okej. Na serio. – wyszeptał. Odsunąłem się od niego i musnąłem jego policzek. Ledwo zdążyłem się odsunąć, a do kuchni weszła mama mojego chłopaka. Uśmiechnąłem się słabo.
- Harry, proszę poznaj moją mamę, Jay. Mamuś, to jest Harry. Mój chłopak. – przedstawił nas Lou.
- Miło cię wreszcie poznać, Harry. Louis dużo o tobie mówił, przez ostatni czas. – powiedziała, przyjaźnie i lekko mnie uścisnęła.
- Mnie również bardzo miło panią poznać, pani Tomlinson. – powiedziałem, po czym wręczyłem jej torebkę. – Proszę to dla pani.
- Nie trzeba było. Naprawdę. A i proszę mów mi Jay. – uśmiechnąłem się szeroko, ukazując dołeczki w policzkach. Złapała mnie pod ramię i pociągnęła w stronę salonu, mówiąc przez ramię do Lou.
- Skarbie, przynieś jeszcze miskę z sałatką, dobrze ? A ja z Harry’m będę w salonie. – puściła do mnie oczko i poprowadziła do stołu, gdzie znajdował się przygotowany specjalnie obiad. Usiadłem naprzeciwko niej i uśmiechnąłem się trochę niezręcznie. – Nie denerwuj się, Harry. Ja nie gryzę, naprawdę. – powiedziała uspokajająco.
- Przepraszam po prostu nie chce spieprzyć od razu na początku. – odpowiedziałem szczerze.
- Nic nie zepsujesz. Louis bardzo dużo o tobie opowiadał. Były to same pozytywne rzeczy, mówił też, ze masz za sobą pewne przejścia. Nie bój się, nie zagłębiał się w te tematy. Wiesz, jestem bardzo szczęśliwa, że jesteście razem. Od dziecka podejrzewałam, że Lou jest gejem, więc nie byłam zdziwiona gdy pewnego dnia mi to oświadczył. A teraz bardzo mnie cieszy, że jesteś z nim. Sprawiasz, że tak często się uśmiecha i z dnia na dzień jest szczęśliwszy. To najważniejsze dla mnie, jako matki. Więc nie obawiaj się, ja już cię kocham, a z czasem po prostu upewnię się, że naprawdę jesteś taki idealny, jak w oczach Lou. – powiedziała, patrząc mi w oczy.
- Nigdy go nie skrzywdzę. Nie umiałbym tego zrobić. Bardzo go kocham. – szepnąłem.
- Widzę to. Wystarczyło przebywać z wami dwojgiem w jednym pomieszczeniu przez minutę i ja już byłam pewna waszego uczucia.
- Dziękuje, ze mnie pani akceptuje. – powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej szeroko. Skinęła głową, a zaraz po tym do pomieszczenia wszedł mój chłopak razem z dziewczynkami. Bliźniaczki od razu zajęły miejsca po mojej prawej i lewej stronie. Uśmiechnąłem się do nich, po czym zabraliśmy się za jedzenie obiadu. Panowała przyjemna atmosfera. Dziewczyny zasypywały mnie masą pytań na temat skąd jestem, co lubię.
- Dziewczynki, przestańcie zamęczać tak Harry’ego. – upomniała je po pewnym czasie ich mama.
- Nie zamęczają mnie, naprawdę. Są urocze. – powiedziałem, puszczając im oczko. Te zarumieniły się, ale dalej kontynuowały swoją zabawę. Po pewnym czasie usłyszeliśmy trzask drzwi i krzyk.
- Siema. Wróciłam już.
- Lottie. Jesteśmy w salonie. Mamy gościa. – odpowiedział Lou, przygryzając lekko wargę.
- Tak ? A kog.. – pojawiła się w pomieszczeniu, nie dokańczając zdania. Obrzuciła mnie spojrzeniem, po czym ze złośliwym uśmiechem powiedziała. – Oh Lou. Przyprowadziłeś swojego kochasia ? Jak uroczo.
- Lottie. – upomniała ją Jay. – Usiądź i zjedz z nami. – poprosiła.
- Nie chcę. Jeszcze się czymś zarażę od tych pedałów. – powiedziała z obrzydzeniem, a ja zacisnąłem dłoń w pięść widząc łzy, napływające do oczu mojego chłopaka.
- Lottie, dość ! – krzyknęła pani Tomlinson. – Do swojego pokoju, natychmiast ! – dziewczyna prychnęła jeszcze w odpowiedzi.
- Idę i wam też radze, bo niewidomo co takie cioty roznoszą. Jeszcze nas pozarażają swoim pedalstwem.
- Do pokoju ! W tej chwili ! – krzyknęła Jay. Dziewczyna z prychnięciem wyszła i po chwili usłyszałem trzask drzwi, po czym popatrzyłem na Lou, po którego policzkach płynęły łzy. Wstałem i podszedłem do niego przytulając go.
- Nie płacz skarbie. Już. Spokojnie. Cii… - szepnąłem, mocniej go przytulając.
- Harry. Tak bardzo przepraszam cię za moją córkę. Nie wiem co w nią ostatnio stąpiło. Proszę wybacz.
- Nie, nic się nie stało. Niech się pani nie przejmuję.
- Pójdę z nią porozmawiać. – powiedziała, podnosząc się.
- Niech pani mi wybaczy, ale czy mógłbym pójść ja ? Chciałbym z nią coś załatwić. Więc jeśli bym mógł ? – powiedziałem.
- Oczywiście, jeśli chcesz. – odpowiedziała. Pocałowałem mojego chłopaka w włosy i ruszyłem w stronę sypialni dziewczyny. Zapukałem cicho, lecz nie słysząc odpowiedzi wszedłem do środka. Blondynka siedziała na łóżku ze słuchawkami w uszach grając na laptopie. Gdy podniosła wzrok i mnie zobaczyła, zdjęła je z uszu i warknęła.
- Wyjdź stąd ! Nie chce mieć w pokoju pedała.
- Po pierwsze nie pedała, tylko homoseksualistę, zapamiętaj to sobie, bo nie mam zamiaru się powtarzać. – warknąłem, trzaskając drzwiami. – A po drugie mamy do pogadania.
- Niby o czym ? – prychnęła, patrząc na mnie złowrogo.
- O tym co ty odpierdalasz. – odpowiedziałem.
- A co ja takiego niby kurwa robię ?
- Obrażasz i mnie i Lou.
- No i chuj z tym. Mam takie kurwa prawo.
- Nie masz właśnie, smarkulo. – warknąłem, patrząc na nią ostro. – Nie chodzi o mnie. Mnie możesz obrażać ile chcesz, chuj mnie to obchodzi, ale obrażać Loui’ego nie pozwolę. Tym bardziej tobie.
- A co ci do tego ? – zapytała, wstając.
- To, ze to jest mój chłopak. A twój brat ! Jak możesz go tak wyzywać ?! Zachowujesz się jak pierdolone dziecko !
- Nie mów tak do mnie ! - krzyknęła.
- A co, zabronisz mi ?! Mam do tego takie samo prawo jak ty do obrażania mnie czy Lou, czyż nie tak ? – zapytałem złośliwie. – Wiesz, żal mi cię. Najpierw taka dorosła, żeby do klubu iść. Zarywać do pierwszego lepszego, a teraz zachowujesz się jakby Lou był najgorszy. Wiesz jak on przez ciebie cierpi ? Teraz siedzi i płacze, bo jego rodzona siostra wyzywa go od pedałów i ciot ! Jak ty się zachowujesz w ogóle ?!
- Nic nie wiesz o mnie, ani o moim życiu !
- Może i nie wiem, ale widzę jak krzywdzisz najdroższą mi osobę i nie mam zamiaru stać i na to patrzeć. – odpowiedziałem jej. – Wiesz, myślałem że jesteś fajną laską, która ma coś w głowie, ale widać pomyliłem się. Wtedy w klubie wydawałaś się być okej, a teraz taka szopka ? I po co to wszystko, żeby zaszpanować ? Żeby zwrócić na siebie uwagę !? Jak smarkula się zachowałaś. Skrzywdziłaś go, a dobrze wiesz co przeszedł w szkole gdy się dowiedzieli. Podobno wtedy właśnie najbardziej go wspierałaś, a teraz nagle przeszkadza ci to, że jest gejem ?! Wyjaśnij mi to bo nie rozumiem !
- Tak teraz mi przeszkadza, bo przez swoją pierdoloną orientację zabrał mi kogoś !
- I wszystko o jakiegoś chłopaka ?! Staczasz się, dziecko. Przez tego kogoś właśnie straciłaś najważniejszą osobę w swoim życiu. Warto tak ? – zapytałem.
- Tak. Dla tej osoby warto. – odpowiedziała patrząc mi w oczy.
- Nikt nie jest wart czegoś takiego.
- Ty jesteś warty. – odpowiedziała, a ja zamarłem.
- Słucham ?!
- Tak dobrze słyszałeś. Zakochałam się w tobie, a on mi cię zabrał. Ten chuj mi cię odebrał.
- Ty jesteś pojebana, Lottie. Powinnaś się leczyć. – warknąłem.
- Nie mów tak do mnie !
- To skończ swoje przedstawienie ! – krzyknąłem obracając się w stronę drzwi. Otworzyłem je, po czym odwróciłem się jeszcze i powiedziałem. – I jeszcze jedno. Ja kocham twojego brata i zawsze będę z nim, czy ci się to podoba czy nie, a ty zastanów się czy warto jebać sobie życie, przez takie coś. – trzasnąłem drzwiami i odetchnąwszy zacząłem iść w stronę salonu.